Jako że ostatnimi czasy wydarzenia z tzw. "prawdziwego świata" raz za razem uniemożliwiają mi napisanie czegoś dłuższego, pragnę wynagrodzić czytelnikom małą ilość materiału większą dawką śmiechu. Jako wielki fant stand-upu pomyślałem że wymienię komików którzy ostatnimi czasy doprowadzili mnie do autentycznego tzw. kulania się.
Louis CK - już teraz absolutny klasyk.
Szczególnie ostatnie 3 albumy, "Hilarious", "Live At Beacon", "Oh My God"
Również reżyser, autor scenariusza i główny bohater obsypanego nagrodami serialu "Louie", który serdecznie polecam.
Norm Macdonald występuje już kilkadziesiąt lat, ale dopiero niedawno doczekał się pierwszego swego, rewelacyjnego albumu "Me doing Stand-up"
Na swoim koncie ma też album ze skeczami, "Ridiculous" z gościnnym udziałem między innymi Willa Ferrela.
John Mulaney - Już zaraz po debiucie okrzyknięty nową gwiazdą.
Oba jego albumy, "The Top Part" a w szczególności "New in Town" są genialne.
Kyle Kinane - ciężko go nie lubić, wystarczy nań spojrzeć:
I znów oba jego albumy, "Death Of The Party" a w szczególności "Whiskey Icarus" rządzą.
Paul F Tompkins - Wspaniały dżentelmen z wąsem i talentem bajarskim
Robię się nudny, ale znów wszystkie albumy mają w sobie coś niesamowitego. Zdecydowanie jednak wyróżnia się "Laboring Under Delusions" - od początku do końca zniewalająco zabawny.
Mike Birbiglia - Przesympatyczny lunatyk
"Two Drink Mike" - świetny, "My Secret Public Journal Live" - prześwietny, "Sleepwalk With Me" - kolejny, zupełnie inny poziom świetności. Niesamowita opowieść z początkiem, środkiem, zakończeniem i mnóstwem śmiechu po drodze.
Ktoś mógłby uznać za niesprawiedliwą moją predyspozycję do białych amerykanów płci męskiej, już prostuję:
Maria Bamford - kobieta o milionie głosów
Uprzedzam - nie dla wszystkich. Jej występy obfitują w dziwne głosy, odgłosy, abstrakcyjne sytuacje i opowieści o mopsach. Dla mnie osobiście czyni to ją artystą absolutnie wyjątkowym. Szczególnie polecam "Unwanted Thoughts Syndrome" oraz najnowszy "Ask Me About My New God"
Tig Notaro - stoicka bohaterka
Mistrzyni przekazu suchego jak wiór i pokerowej twarzy. Jej pierwszy album, "Good one" był świetny.
W międzyczasie, w krótkim okresie czasu zdążyła stracić mamę, wylądować w szpitalu z zapaleniem płuc, a następnie prawie zejść z tego świata na skutek poważnej infekcji pokarmowej. Zaraz potem dowiedziała się że ma raka i poddała się podwójnej mastektomii. O tym wszystkim opowiedziała na albumie "Live". Wydarzenie jedyne w swoim rodzaju, które genialna Tig daje radę obrócić w coś jednocześnie tragicznego i zabawnego.
Aziz Ansari - brązowy miłośnik rapu
Rdzenny amerykanin, jednak o niezaprzeczalnie indyjskim pochodzeniu. Oba albumy, "Intimate Moments for a Sensual Evening" oraz "Dangerously Delicious" pełne są świetnych dowcipów, jednak zawsze najlepsze są opowieści o R Kellym, spotkaniach z raperami oraz kuzynie Harrisie.
Hannibal Buress - Naprawdę ma tak na imię
Choć internet rozpływa się w zachwycie nad jego najnowszym albumem "Animal Furnace", mi bardziej podobał się poprzedni "My Name is Hannibal". Jego talent błyszczy szczególnie kiedy zagłębia się w tematy zupełnie fantastyczne - kupowanie białego dziecka w Amsterdamie, metalowych ramion na wymianę lub jaszczurki współlokatora.
Kevin Hart - mały wielki komik
Zawsze pełen energii, potrafi tchnąć nowe życie nawet w dosyć już zwietrzałe koncepty. "Laugh At My Pain" oraz "I'm A Grown Little Man" to albumy które znam i z całą odpowiedzialnością mogę polecić.
Dylan Moran - samotny brytyjczyk
I na koniec samotny, jak dotąd, w mojej kolekcji mieszkaniec wysp. Nie chcę przez to powiedzieć, że brytyjscy komicy mnie nie bawią, powód jest bardziej wstydliwy - trudność sprawia mi brytyjski akcent, przez który mam wrażenie że połowa żartów mi umyka. Jednak nie w przypadku pana Morana - jest zupełnie zrozumiały i z tradycyjną flegmą w przekomiczny sposób wyraża swoją furię i genialne spostrzeżenia odnośnie najnowszych czasów. Ciężko mi wybrać faworyta - wszystkie albumy, "Monster", "What it is" oraz "Like, Totally" są równie porywające.
Uff! Lista najzabawniejszych komików ( w moim mniemaniu) zakończona.
Gdyby komuś jeszcze było mało, mogę polecić więcej przezabawnych osobowości, tym razem już w skróconej formie:
Tommy Johnagin, Matt Braunger, Gary Gulman ("No Can Defend"), Patton Oswalt ("Werewolves and Lollipops"), Shaun Mauss, Pete Holmes, Todd Glass.
Przyznam się, że z wymienionych przez Ciebie kojarzę dość dobrze jedynie Louisa CK i Dylana Morana. Ja gustuję w Georgu Carlinie, Eddim Izzardzie, Eddim Murphym, Rickym Gervaisie, Bill Hicks, Dave Allen, Billy Connoly. Chris Rock ma dobre występy. Jest też cała masa, oprócz tych wymienionych, brytyjskich i australijskich stand upów, ale teraz nic mi do głowy nie przychodzi.
OdpowiedzUsuń