piątek, 23 października 2009

Jan Strach : Storm Is Coming


Witam wszystkich w nowym kąciku, który będzie służył bezczelnej autopromocji. Dziś chciałbym zareklamować moją grę, wykonaną w całości w kultowym programie Klik & Play (o którym już wspominałem). Gra jest w języku angielskim, a skrótowo celem jest wydostanie się z doliny, zanim zaleje ją ulewa. Są dwa sposoby, by to zrobić, a graczowi pomogą trzy zwierzęta.

Grę zamieściłem na wspaniałym Glorious Trainwrecks.

Grę można pobrać tutaj (Plik zip pod opisem)

Gry Komputerowe: Neopets i manipulacja


Neopets, wirtualny świat pełen przesłodkich, bajkowych futrzaków, w ciągu kilku lat rozrósł się do ogromnego imperium - zarówno wirtualnie (początkowo przedstawiany jako płaska plansza z paroma miejscami, do których można się udać, obecnie ma postać ogromnego globu, który trzeba obracać by zobaczyć wszystkie lokacje) jak i finansowo. Jest to zasługą Douga Dohringa, który zauważył tkwiący w pomyśle potencjał i zainwestował w przedsięwzięcie wielkie pieniądze, jak również zastosował scjentologiczne techniki biznesowe - stosowane w kulcie, którego jest członkiem.

Nie tylko scjentologiczne zabiegi wzbudziły kontrowersje wśród zaniepokojonych rodziców, których dzieci przesiadywały godzinami na www.neopets.com, również fakt pojawienia się parę lat temu możliwości kupna wirtualnych przedmiotów dla swego ulubieńca za prawdziwe pieniądze - opcja nazwana neocash, obok bardziej niewinnych neopoints - wirtualnych punktów, które zdobywało się w grze i można było wydawać na zabawki, przekąski, mieszkanie zwierzaka. Kupowanie nieistniejących rzeczy za prawdziwe pieniądze - pomysł zupełnie absurdalny, a pojawiający się już w Polsce, pod postacią np. wirtualnych kwiatów czy pucharów dostępnych na Naszej Klasie. Jako że w neopets grały głównie dzieciaki, serwis został oskarżony o pranie mózgów nieletnich osób i uzależnianie ich od wirtualnych zakupów. Mamy również wirtualną giełdę, z akcjami wirtualnych firm, jak również mnóstwo targowisk, gdzie można rzeczy kupione za mozolnie uzbierane neopunkty sprzedać za jeszcze większą ilość mozolnie uzbieranych neopunktów. Jednak nie tylko zakupy uzależniają, futrzaki zdobywają bowiem przez cały czas punkty znane nam z gier rpg, doświadczenie, siłę, prędkość, mądrość - co przemawia nawet do całkiem dorosłych graczy - a poza tym wszystkie są niesamowicie słodkie. To wszystko w połączeniu z opcją zdobywania coraz większych ilości neopunktów, które można wydawać na coraz większe i bardziej kolorowe nieistniejące przedmioty - sprawia, że wirtualny świat ciężko opuścić. Jeśli jednak przezwyciężymy irracjonalny żal przed pozbyciem się czegoś, co przecież nigdy nie było prawdziwe, a pożera nasz czas i koncentrację, serwis nie ułatwia nam zadania.

Czas już wyjawić wstydliwą prawdę - i ja, człowiek dorosły, do niedawna nie mogłem się powstrzymać przed nabijaniem wirtualnych punktów i zdobywaniem kolejnych stopni doświadczenia dla niebieskiego Jubjuba, który wygląda tak:
Wyobrażacie sobie opuszczenie tego uroczego maleństwa?

Oczywiście, że tak! Nasz dziwny mózg każe traktować nam rysunek na monitorze jak prawdziwe, żywe, czujące stworzenie. Co się dzieje, kiedy zacisnę zęby i kieruję się do schroniska, ponuro wyglądającego mrocznego domu na przedmieściach stolicy krainy? Do wyboru mam troje drzwi:


"Adoptuj - "Przenieś" - "Porzuć"
Drzwi "Adoptuj" są różowe, przyozdobione kwiatkami, a w środku wita nas uśmiechnięty różowy jednorożec. Aż ciepło się robi na sercu! Za drzwiami "Przenieś" czeka na nas złowrogi robot. Tu możemy przekazać neopeta innemu użytnikowi który ma konto na neopets. Jednak nie mamy żadnego znajomego i chcemy po prostu pozbyć się stworzenia, żeby móc zamknąć konto...Drzwi "Porzuć" otwierają się i...


AAAAA!!!

Neopetowa wersja doktora mengele, z obłąkanym uśmiechem, w kitlu, a za nim błyszczące w mroku złowrogie oczy...Tylko czekają, by przeprowadzić na moim Jubjubie serię obłąkanych eksperymentów, gdy tylko przekażę go w ich ręce! Zastanówmy się chwilę. Czy w porządku jest takie chamskie granie na emocjach użytkownika, który po prostu dokonał wyboru, by zrezygnować z wirtualnego pupila? Czy zadaniem serwisu nie powinno być ułatwienie tego zadania, beznamiętne przeprowadzenie przez proces i zaakceptowanie wyboru gracza, jaki on by nie był? Nawet wrażliwy dorosły człowiek może się wzbraniać przed oddaniem wirtualnego słodziaka w ręce obłąkanego profesora (mimo, że wie że jest to świadomy i perfidny zabieg twórców strony) - a co dopiero dzieci w wieku od 8 lat, wierzące w bajkowe światy i fantastyczne stworzenia, przywiązane do swojego kolorowego ulubieńca - co mają zrobić, jeśli chcą przestać grać? Jaki mały chłopiec czy dziewczynka przekaże swoje zwierzątko zwariowanemu doktorowi? W każdym normalnym serwisie powinno wystarczyć wciśnięcie guzika, by móc się z nim pożegnać. Gdy pokaże nam się Neomengele, poniżej również pojawia się przycisk. Wystarczy kliknąć, i raz na zawsze pożegnać się z neopetem. A oto jak wygląda ten przycisk:

Zrozpaczony neozwierzak, a na przycisku, pełne niedowierzania "Wyrzuć mnie".
Nie, "oddaj mnie do adopcji", nie - "do widzenia" i uśmiechnięta buzia. Klikając ten przycisk, "wyrzucamy" zwierzaczka na śmietnik, przekreślając wszystko, co nas łączyło. Ale chwila, jest lepiej! Przycisk ma kilka wersji:
"Wykop mnie za drzwi"

A więc chcesz biedaka, z którym spędziłeś tyle czasu, wziąć za kudły i dać mu kopa, nie tłumacząc nawet dlaczego? Bydlak bez serca!

A teraz absolutny hit:"Pozwól mi umrzeć"

No, na co czekasz? Można zamknąć konto w tej chwili! Wystarczy tylko nacisnąć przycisk!
I znów wyobrażam sobie dziesięciolatka, który już nie chce grać w tę grę, przed którym pojawia się taki przycisk. Brawo za podejście do małoletnich, neopets!

A może nie trzeba oddawać zwierzaka do obozu koncentracyjnego, wykopując go za drzwi i zostawiając, by umarł w laboratorium. Może po prostu zostawić go, aż umrze z głodu?
Nie ma takiej opcji. Status niekarmionego neopeta zmienia się na "umierający" i... taki zostaje w nieskończoność. Nie da się go zagłodzić na śmierć, uczcić minutą ciszy i wrócić do normalnego życia. Za to można mu zapewnić wieczne, niekończące się przedśmiertne konwulsje. Kto robi coś takiego swojemu zwierzęciu? Zwłaszcza, że wystarczy dać mu wirtualne ciasto i znów staje się radosnym, najedzonym towarzyszem zabaw.

W końcu wreszcie znalazłem sposób, by obejść smętne schronisko i szalonego laboranta, opcję bez budzących grozę potwornych komnat, gdzie zostawia się pupila, by wykrwawił się podczas rysunkowej wiwisekcji, widniał tam tylko tekst, sucho oświadczający, że niniejszym likwiduję konto i zwierzaka, że oto mogę opuścić ten fantastyczny świat, bez najmniejszego poczucia winy. Wystarczy tylko wcisnąć przycisk. A na samym dole:
"Proszę, nie opuszczaj nas :( "

I na tym zakończę.
Czy w końcu zamknąłem konto? Wolałbym nie odpowiadać.

Neopets
Wired: "Uzależnienie od neopets" j.ang. - bardzo ciekawy artykuł w temacie
The Daily Neopets, j. ang. - serwis opisujący około stu rzeczy, które można robić dzień w dzień by zarabiać więcej wirtualnych punktów.

środa, 14 października 2009

Języki: Wasei-Eigo

Nawet bardzo pobieżny przegląd słownictwa japońskiego daje jasno do zrozumienia że Japończycy niespecjalnie przejmują się czystością swego pięknego języka. By wyobrazić sobie nieprzerwany potok obcych wyrazów lądujących w języku japońskim warto spojrzeć na następujące dane: W pierwszej edycji największego japońskiego słownika alfabetycznego w roku 1972, wyrazów obcego pochodzenia było 20 000, podczas gdy wydanie z roku 2000 zawierało ich 52 500. Średnio więc co roku w japońskim pojawia się około 1000 nowych zapożyczeń z obcych języków! Wśród tych języków zdecydowanie prym wiedzie angielski - dostarcza ponad 80% z wszystkich nowych zwrotów.

Często zastanawiałem się, skąd bierze się absolutna masakra wyrazów pochodzenia obcego, gdy zostają przejęte przez japoński:alcohol zmienia się w arukooru, computer w konpjutaa, game centre w geemuseenta. Wynika to przede wszystkim z ograniczeń fonologicznych: japończycy nie dysponują ani dźwiękiem v, ani l. Ponadto, alfabet katakana, używany do zapisu słów obcego pochodzenia, jest alfabetem sylabicznym, co oznacza że prawie nie występują zlepki spółgłosek: po każdej spółgłosce musi następować jedna z 5 samogłosek występujących w języku japońskim. To głównie te dwa zjawiska dają w efekcie zniekształoone i wydłużone wersje anglicyzmów, najczęściej wykoślawione do tego stopnia że przestają być zrozumiałe nawet przez rodzimych Brytyjczyków i Amerykanów: saabisu (service), posuto (post), toraburu (trouble), i mnóstwo, mnóstwo innych...

Ale co sprawia prawdziwy problem zarówno cudzoziemcom w Japonii jak i Japończykom pragnącym nauczyć się języka angielskiego? To, że w miarę upływu czasu angielskie zapożyczenia w języku japońskim zaczynają żyć własnym życiem, i stopniowo zmieniają znaczenie, często łączone z innymi zapożyczeniami, lub też kombinowane z wyrazami rdzennie japońskimi, w efekcie tworząc radosną, japońsko-obcą mieszaniną sylab, przyprawiającą o ból głowy językowych purystów.

Zjawisko zwie się "Wasei-Eigo" i znaczy tyle, co "Język angielski pochodzenia japońskiego". Wasei-Eigo, czy też po prostu waseieigo tworzone jest na kilka sposobów:

Wyrazy pochodzenia angielskiego zmieniające swoje znaczenie:

desuku ( z angielskiego desk=biurko) - edytor w wydawnictwie

faito! (fight) - dam z siebie wszystko!

hausu (house) - szklarnia

Zlepki dwóch wyrazów pochodzenia angielskiego bądź skróty:

eebui (AV) - audio/video

hansuto (hunger strike) - strajk głodowy

jiipan (jeans+pants) - dżinsy

pasokon (personal+computer) - PC

Połączenie wyrazu angielskiego i japońskiego:

denshirenji (denshi, "elektroniczny" + range) - mikrofalówka

I znane wszystkim karaoke: kara, "śpiewać" + orchestra.

Japończycy mają ogromne problemy z nauczeniem się poprawnych znaczeń znanych im przecież od urodzenia wyrazów. Badania wskazują, że około 2/3 ze słownictwa nauczanego na lekcjach angielskiego w Japonii występuje również w postaci zniekształconej w języku Japońskim, niestety bardzo często w zupełnie innym znaczeniu. Dlatego też młodzi Japończycy muszą uczyć się angielskiego w nieco inny sposób od nas: Najczęściej znają już dobrze wyraz, muszą jednak od nowa nauczyć się wymowy i jego prawdziwego znaczenia.

Lista zapożyczeń (gairaigo) i japońskich anglicyzmów (wasei-eigo) na Wikipedii (j. ang.)
Laura Miller: Wasei-eigo: English "loanwords" coined in Japan(j. ang.)
Ben Olah: English Loanwords in Japanese: Effects, Attitudes and Usage as a Means of Improving Spoken English Ability (PDF, j. ang.)

poniedziałek, 12 października 2009

Muzyka : Robert Wyatt "Sea Song"



W 1974 Robert Wyatt był utalentowanym perkusistą progresywnej grupy Soft Machine, przygotowującym ambitny projekt muzyczny z wieloma muzykami, gdy pewnego wieczoru po pijaku wypadł z okna na piątym piętrze, tracąc władzę w nogach, a co za tym idzie, możliwość pełnego korzystania z perkusji, na resztę życia. Leżąc w szpitalu zrozumiał, że perkusją będzie musiał się zająć ktoś inny, a on sam w takim razie nagra wokale. I również w szpitalu spisał zbiór niesamowitych, półprzytomnych tekstów, które znalazły się na genialnej płycie "Rock Bottom".

Wyatt uparcie twierdzi, że ani jego kompozycje ani teksty nie zawierają żadnych odnośników do jego wypadku i kalectwa. Jednak słuchając przepięknej "Sea Song" właśnie z tego albumu, nie sposób pozbyć się uczucia melancholii i subtelnej tęsknoty, gdy starszy pan z długą brodą na wózku inwalidzkim delikatnym głosem wyśpiewuje pieśń o miłości do morza...no i to piękne instrumentalne zakończenie.