sobota, 29 sierpnia 2009

Architektura: Ha-ha


Ha-ha to rodzaj rowu połączonego z murem, popularny w angielskich posiadłościach na przełomie 18 i 19 wieku. Powyżej widać, jak zbudowane jest ha-ha: od strony posiadłości teren stopniowo opada, tworząc rów, na dole którego wybudowany jest mur. Mur zbudowany jest tak, by znajdować się na jednym poziomie z poziomem terenu. W ten sposób tworzył barierę, jednocześnie nie zakłócając arystokracji pięknego widoku na całe włości.

Najczęstszym zastosowaniem ha-ha było oddzielenie części mieszkalnej i ogrodów od ziemi uprawnych i pastwisk należących do posiadłości. Stworzona bariera była nie tylko natury architektonicznej - służba i pasterze znajdowali się po drugiej stronie, bez pięknego widoku i bez możliwości przedostania się na drugą stronę. Służba pracująca w domu często dostawała polecenie by z jednego końca posiadłości na drugi przemieszczać się rowem ha-ha, by nie zakłócać wspaniałej kompozycji krajobrazowej, gdyby ktoś z arystokratów zdecydował się akurat spojrzeć w tamtą stronę.

Skąd taka nazwa? Najprawdopodobniej od zaskoczonego wykrzyknienia (widać w XVII wieku zaskoczona osoba wołała haha!), jakie wydobywali z siebie wszyscy, którzy znienacka wpadali na mur, do ostatniej chwili niewidoczny. Inne teorie dotyczące pochodzenia nazwy: służba przemieszczająca się ha-ha z daleka mogła wyglądać jak same głowy płynące nad ziemią, co bardzo bawiło właścicieli ziem, śmiali się więc oni dźwięcznie: ha ha! Trzecia teoria: kiedy zabłąkany pijak po drugiej stronie muru nie spostrzegł się w porę i wpadł prosto do rowu, jego kamraci pokazywali go palcem i śmiali się do rozpuku.

Przykład ha-ha w zamku Chirk, w Walii północnej.

Artykuł w angielskiej wikipedii
Artykuł na bbc.co.uk (j. ang.)
Artykuł o zamku Kilronan ze wzmianką o ha-ha (j. ang.)

środa, 26 sierpnia 2009

Popkultura: Strawpedo

Niegrzeczna młodzież nigdy nie ustaje w swym dążeniu do totalnego upicia się w rekordowo krótkim czasie. Nie ma to jak obalić butlę wina prosto z butelki. Tylko CZEMU musi to trwać tak długo!

To przez to przeklęte powietrze. Po paru pociągnięciach różnica ciśnień między butelką i światem zewnętrznym sprawia, że jakby człowiek nie ciągnął, to nic już nie wyciągnie. Trzeba przerwać wlewanie w siebie napoju i wpuścić do butli trochę powietrza, niepotrzebnie o parę sekund przedłużając stan nieznośnej trzeźwości.

W odwiecznych rozważaniach pod tytułem "jak szybciej się upić" brać studencka wykombinowała więc taktykę zwaną "Strawpedo" (straw - słomka, + torpedo - torpeda). Do butelki wkłada się słomkę. Słomkę zagina się, tak by dłuższa część pozostawała w środku, a krótsza zagięta na zewnątrz butelki, równolegle do ścianki. Następnie z butelki pije się w normalny sposób, obejmując ustami szyjkę lecz pozostawiając wolny wylot słomki. Po przechyleniu butelki płyn wlewa się do gardła nieprzerwanym potokiem, ponieważ przez słomkę z zewnątrz przez cały czas dostarczane jest do wnętrza butelki powietrze, stale wyrównując ciśnienie. Efekt - szybsze picie, szybsze upicie, lub czasem - niestety - natychmiastowy zwrot towaru na skutek samodzielnego "płukania żołądka".

Uwaga: Próbować na własną odpowiedzialność, i tylko z napojami o niewielkiej ilości alkoholu. Chyba nawet totalny idiota wie, czym może grozić wypicie pół litra wódki w ciągu paru sekund.

Wikipedia angielska.
Butelka wina wypita w ciągu 4 sekund.

sobota, 22 sierpnia 2009

Medycyna: Odruch Łazarza

Przywykliśmy do myśli, że człowiek po śmierci zmienia się w nieruchomy, zimny zezwłok, który już raczej niczym nas nie zaskoczy, oprócz niebywałej siły spokoju.

Jednak na forach medycznych i pielęgniarskich co jakiś czas przeczytać można o mrożących krew w żyłach przypadkach zwłok wykonujących ruchy nawet przez godzinę od czasu śmierci mózgu, od drobnych drgnień muskułów, aż do...samodzielnego siadania na łóżku!

Trudno sobie wyobrazić coś bardziej niespodziewanego niż martwe ciało, które samo z siebie zaczyna się poruszać. Szczególnie zajmujące jest zjawisko zwane "Odruchem Łazarza", objawiające się złożonym ruchem rąk, trwającym przez kilka sekund: Zaczyna się od drobnych drgawek, gęsiej skórki na ramionach, następnie prostują się przedramiona i wyginają nadgarstki. Następuje wyciągnięcie ramion i przywodzenie obu dłoni do twarzy lub klatki piersiowej, czasem zetknięcie dłoni razem. Może to być połączone z zaciskaniem dłoni, jakby próbującej coś złapać. Podczas tego odruchu dłonie czasem krzyżują się na klatce piersiowej w pozycji, w której został znaleziony i wskrzeszony biblijny Łazarz - stąd nazwa.

Poruszające się zwłoki (jeszcze respirowane, lub tuż po odłączeniu respiratora) od wieków straszą lekarzy, pielęgniarki, i doprowadzają członków rodziny do autentycznego szoku. Zdarza się to również u ciał podczas pobierania narządów, nawet po usunięciu serca! Lekarze starają się uświadomić świadków zjawiska, że mózg nie bierze żadnego udziału w ruchach pośmiertnych, i wywoływane są one na zasadzie sprzężenia w nerwach obwodowych lub łuku odruchowym, połączeniu nerwowym między rdzeniem kręgowym a mięśniami.

Co innego może nas przerazić równie mocno? Co powiecie na...mówiące zwłoki. Oczywiście niezupełnie mówiące, lecz powietrze uciekające z płuc, a nawet dużo później, gazy wywołane przez procesy gnilne, opuszczające zwłoki przez usta, mogą wywołać bardzo nieprzyjemne rzężenie...

Opis zjawiska (uwaga, zdjęcia) - j. ang.
Angielska wikipedia (na polskiej jest jedno zdanie)
O poruszających się zwłokach na forum pielęgniarskim allnurses (j. ang.)
Parę słów na polskim forum kryminalistyka.fr.pl
"Czy zwłoki jęczą?" i ciekaw odpowiedzi na forum policelink.com (j. ang.)

środa, 19 sierpnia 2009

Ptaki: Drozd

By dostać się do smacznego ślimaka, drozd śpiewak musi przebić się przez skorupę. Najczęściej jednak sam dziób nie wystarczy, wobec czego ptak znajduje kamień lub inny twardy przedmiot i raz za razem wali biednym zwierzęciem o twardą powierzchnię, aż skorupka pęknie. Zdarza się, że ptak tak zapamięta się w rozbijaniu skorupki, że inny drozd lub kos ukradnie mu sprzed nosa smakołyk, na który on tak ciężko zapracował. Drozdy najczęściej mają swoje ulubione miejsca do rozbijania skorupek, zwane kuźniami. Jeśli kiedykolwiek napotkacie duży kamień lub kawał drewna, a wokół niego dużo popękanych ślimaczych skorup, to najprawdopodobniej miejsce, gdzie drozd oporządza swoje śniadanie.

Znane są również przypadki, gdy drozd korzysta z obecności kretów, aby się posilić. Kret ryjąc pod ziemią płoszy dżdżownice i inne żyjątka mieszkające w glebie. Drozd obserwuje ryjącego kreta, a gdy przestraszone robaki wybiegają na powierzchnię, trafiają wprost do dzioba ptaka.

Drozd używa kamienia, by rozbić skorupę ślimaka.
Ten się uwinął raz dwa.
Kuźnia drozda.

czwartek, 13 sierpnia 2009

Paranormalia: Zjawiska nadprzyrodzone w GTA San Andreas

Oto dowiedzieliśmy się, że Nessie był plastikowym pływakiem, Bigfoot to facet w kostiumie małpy, a wszelkiego rodzaju fotografie "duchów" skończyły się z wprowadzeniem aparatów cyfrowych, co zakończyło erę fantazyjnie naświetlonych klisz. A tęsknota za niewyjaśnionym jest taka wielka, co począć?

Zwrócić się w poszukiwaniu niewyjaśnionych, tajemniczych zjawisk w stronę świata cyfrowego.

Z jakiegoś powodu miłośnicy paranormaliów wszelkiej maści upodobali sobie grę SGrand Theft Auto: San Andreas, doszukując w niej najbardziej nieprawdopodobnych zjawisk, stworów, i mrożących krew w żyłach fenomenów.

Żeby była jasność, nie grałem w tę grę. Jednak to co o niej przeczytałem imponuje różnorodnością i przywraca wiarę w naturalne dążenie człowieka do doszukiwania się niezwykłości w zwykłości.

Grający w GTA San Andreas twierdzą, że w grze napotkali: Latające talerze; potwora z loch ness; duchy włóczące się po domu; Zombie; mutanty pijące z radioaktywnej sadzawki; nawiedzone pojazdy; Leatherface'a z teksańskiej masakry; najprawdziwszego kosmitę. Na forach przerzucają się zasłyszanymi receptami na wywołanie rzekomo ukrytych w grze nadnaturalnych zjawisk. Ale mnie ten zamęt cieszy i tak, bo oto mamy do czynienia ze współczesnym mitotwórstwem na bieżąco! Zatem nasza kultura nadal ma się dobrze.

Większość z nich to wymysły, część to gruba przesada powstała na zasadzie głuchego telefonu, zaś mały ułamek to faktycznie istniejące w grze miejsca i zdarzenia, wywołane małymi błędami w kodzie bądź dla żartu umieszczone przez programistów. Ocenę rzetelności paranormalnych obserwatorów utrudnia też fakt istnienia modów do GTA, które sporządzić może każdy, i które do oryginalnej wersji gry dodadzą absolutnie wszystko, co sobie gracz wymarzy.

Przykłady faktycznie istniejących dziwnych zjawisk w GTA: Występuje w grze fotograf, który wpierw robi parę zdjęć budynku, by potem spacerowym krokiem wejść do jeziora i utonąć w ciągu paru sekund. Również rzeczywiście istnieje miejsce w lesie, gdzie nocą samoistnie zjeżdżają poobijane samochody bez kierowców. Mamy też samodzielnie przemierzający plażę poduszkowiec, a także motocykl jadący bez kierowcy. Możliwe jest przedostanie się do przestrzeni pod mapą, gdzie wśród szarej nieskończoności przechadzają się ludzie i unoszą się podkowy. Miejsce gracze poetycko ochrzcili "blue hell". Nie są to oczywiście zjawiska nadprzyrodzone lecz bugi - kodowe wpadki, z których należy się pośmiać i grać dalej, a nie tworzyć paranormalne teorie spisku. Sęk w tym, że wszyscy uwielbiamy myśleć, że pod spokojną powierzchnią czai się coś groźnego i pięknego. Mimo, że na wszelkie sposoby udowodniono brak UFO, Nessie i rekinów ludojadów w GTA San Andreas, nadal nie brakuje ludzi klnących się na wszystko, że dopiero co widzieli latający spodek nad pustynią.

Wątek o nadprzyrodzonościach w polskim forum GTA

Bardzo aktywne forum poruszające wszelkiego rodzaju zajścia paranormalne w GTA SA (j. ang.)
Również obszerne forum na temat mitów wokół GTA SA na RT (j. ang.)

Polski blog na temat.

Użytkownicy YouTube badający mity w GTA SA (j. ang.):

Tutaj, Tutaj, Tutaj (Wszyscy mają po kilka filmów na ten temat)

Czuję się w obowiązku uprzedzić przed poważnymi nadużyciami muzyki tytułowej z "Archiwum X". Po pobejrzeniu kilkunastu filmików z GTA mam dość tego utworu na parę najbliższych tygodni.

środa, 12 sierpnia 2009

Film: M (1931, Fritz Lang)


Kultowy film kultowego reżysera Fritza Langa (nadal najbardziej znanego z futurystycznego arcydzieła Metropolis). Jeden z pierwszych filmów dźwiękowych, prekursor thrillera psychologicznego i flmu noir, ale przede wszystkim genialny sam w sobie. Nowatorskie ujęcia kamer, gangsterska akcja niczym nie ustępująca współczesnym filmom w swoim napięciu, misternie nakreślone sylwetki chorego psychopaty, jak również zdolnych policjantów i cwanych przestępców idących jego tropem. Klaustrofobiczny Berlin, niegościnny, pełen ciemnych, szemranych zakamarków. Od razu widać, kiedy reżyser zamiast myśleć akcją, myśli obrazami. W filmie wiele jest niezapomnianych scen, z których kilka pozwoliłem sobie zilustrować poniżej (ujawniają one fabułę filmu, więc jeśli ktoś chciałby wpierw samemu obejrzeć film, jest w całości dostępny na niezrównanym archive.org).


Morderca rzuca cień na plakat o zaginionych dzieciach.






Balonik wypuszczony przez zamordowaną Elsie, zaczepiony o druty telefoniczne.





Żebracy opłaceni przez przestępców obserwują ulice, szkoły, sklepy z zabawkami w poszukiwaniu mordercy.



Psychopatyczny zabójca Franz (Peter Lorre) obserwuje odbicie dzieczynki w oknie wystawowym i zmaga się ze swymi chorymi żądzami.



Komisarz Lohmann wpada na trop.






Dzieciobójca osaczony!







Przestępcy rozwiercają biurowiec by dostać się do Franza.

wtorek, 11 sierpnia 2009

Muzyka: Han Bennink Solo



Han Bennink, genialny perkusista a przy okazji niezły showman, pokazuje co znaczy prawdziwa improwizacja, grając na werblu, bucie, krześle, podłodze i własnych zębach.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Język: Stenografia sądowa

Spójrzcie na to piękne urządzenie, wyglądające jak coś pomiędzy maszyną do pisania a kalkulatorem. Jest to maszyna do pisania stenograficznego, powszechnie używana w amerykańskich sądach przez protokolantów. Ktokolwiek oglądał relację z amerykańskiego procesu lub dramat sądowy z tamtych stron, ten mógł zaobserwować protokolanta w zabójczym tempie notującego każde wypowiedziane na sali słowo.

Zabójcze tempo to dobre określenie. Podczas gdy od dobrej typistki wymagana jest prędkość zapisywania około 40 słów na minutę, warunkiem uzyskania przez stenografa stanowiska protokolanta sądowego jest prędkość 225 słów na minutę!!!

Daje to prawie 4 zanotowane wyrazy na sekundę, o wiele szybciej niż prędkość z jaką wymawia je statystyczny człowiek. Pamiętajmy jednak, że ilekroć mówi więcej niż jedna osoba naraz, protokolant ma obowiązek zanotować to wszystko, mało tego - zaznaczając, kto wypowiedział jakie słowa.

Jak jest możliwe takie tempo i koncentracja? Oczywiście, po pierwsze - żmudne studia trwające około 3 lat, po drugie - urządzenie sporządzone specjalnie do bardzo szybkiego pisania, w nieco zakodowanej formie, wyrazów w postaci fonetycznej.

Klawiatura amerykańskiej maszyny stenograficznej wygląda następująco:

Jak od razu widać, części liter brakuje. Inne z kolei powtarzają się. Jak się używa tego ustrojstwa?

Maszyna stenograficzna opatentowana została w 1879 roku przez Milesa Bartholomew. Model, na którym wzorowane są obecne maszyny został opracowany około roku 1913 przez Ward Stone
Ireland.

Maszyna stenograficzna działa następująco: Lewa ręka (której palce spoczywają kolejno na s, między t i k, między p i w, między h i r, kciuk między a i o) odpowiada za zapis pierwszych liter każdego wyrazu. Prawa ręka (której palce spoczywają pomiędzy klawiszami od d-z do p-b i f-r, a kciuk na e-u) odpowiada za notowanie końcówki każdego wyrazu. Kciuki zaznaczają samogłoski, tam gdzie jest to niezbędne.

Litery w stenogramie oddzielone są od siebie spacjami. Litery nie znajdujące się na klawiaturze produkowane są poprzez jednoczesne naciśnięcie górnego i dolnego klawisza. lub wpisanie umówionej serii znaków. Istnieją różne szkoły na temat które dwa klawisze oznaczają jaki dźwięk, ale oto kilka przykładów:

Początkowe D = T+K
Początkowe L = H+R
Początkowe N = T P H

Końcowe J = P+B+L+G

Długie A = A E+U
I = E+U

Przykład:

Obecnie znikają już niekończące się taśmy papieru wypluwane przez maszyny stenograficzne, zastąpione przez elektroniczne wersje, które nie dość, że zapisują w pamięci cały protokół, to od razu konwertują wpisane stenogramy z powrotem na normalne wyrazy, tak że protokolant może sprawdzić poprawność zapisu na bieżąco.

Co ciekawe, już od lat czterdziestych istnieje alternatywa dla maszyny stenograficznej w protokołowaniu przebiegu obrad czy procesów sądowych. Urządzenie nazywa się stenomaska, i służy do słownego relacjonowania przebiegu rozmów.

Reporter sądowy powtarza wszystko, co zostaje powiedziane w sądzie do specjalnego urządzenia, które odfiltrowuje szumy otoczenia jak również ze względu na absolutną dźwiękoszczelność - wygłusza głos protokolanta, więc nie zakłóca prowdzonych rozmów żadnym dźwiękiem (w przeciwieństwie do nieustannie pstrykającej maszyny stenograficznej). Dźwięk zostaje nagrany na rejestrator kasetowy bądź cyfrowy, zaś w najnowszych modelach następuje natychmiastowa transkrypcja do wersji tekstowej.

Pierwsze modele stenomaski były ciężkie i nieporęczne, lecz z czasem wyewoluowały do eleganckiego kształtu, jaki podziwiać możemy po lewej stronie.

Czemu zachwycam się Ameryką a nie piszę o polskiej stenografii? Ponieważ u nas stenografia zanikła, i obecnie w sądzie panuje zwyczaj protokołowania pismem odręcznym pod dyktando sędziego. Nie ma więc mowy o wiernym odzwierciedleniu przebiegu czynności, mnóstwo fragmentów rozmów przepada bez śladu i tylko od intuicji sędziego zależy czy odnotowane zostanie tylko to co istotne dla sprawy, a wykluczone wszystko to, co nie ma związku.

W najbliższym czasie nie są przewidywane zmiany w systemie protokołowania w polskim sądzie.

Stenografia to określenie ogólne na wszystkie metody szybkiego i zwięzłego zapisu dużej ilości informacji.

EDIT: Jak widać w komentarzu poniżej, jest jednak nadzieja dla polskiej stenografii. Firma Stenotech pracuje obecnie nad urządzeniami, które wreszcie przeniosą naszych protokolantów w XXI wiek.

Po angielsku o stenografii w Wikipedii
Stenografia i kryptografia, marayza, na sciaga.pl
O maszynie stenograficznej po angielsku w Wikipedii
Artykuł o protokołowaniu na straightdope.com (j. ang.)
Dariusz Sielicki, Nowoczesne metody protokołowania czynności sądowych

czwartek, 6 sierpnia 2009

Malarstwo: Raoul Dufy - Baie Des Anges (Nicea)

Raoul Dufy (1877 - 1953) był przedstawicielem krótkotrwałego ruchu fowistów. Głównymi przedstawiciele fowizmu to Matisse, Derain, Vlaminck. Artyści ci, znudzeni delikatnością impresjonizmu propagowali nadużycie ostrych kolorów, wyraźnych kształtów, przejście z powrotem od szczegółu do ogółu.

Dziełom Dufy'ego daleko do ekstremów tworzonych przez pionierów gatunku. Żywe kolory łączą się u niego z delikatnością, a grube krechy przeplatają się z delikatnie nakreślonymi sylwetkami.

"Baie Des Anges" jest dobrym tego przykładem - starannie nakreślone liście palm uginają się na wietrze, ale w tle pozbawiona jakichkolwiek szczegółów soczysta plama morza płynnie przechodzi w błękit nieba.

środa, 5 sierpnia 2009

Symbole: gǔ

Chiński symbol gǔ : 古

古 jest ideogramem, co znaczy, że jeden symbol reprezentuje całe pojęcie, w przeciwieństwie do sylabicznych znaków wspominanego już sanskrytu, czy naszych rodzimych liter, z których każda to pojedynczy fonem.
gǔ oznacza "starożytny, pradawny, prehistoryczny"
古 powstał z połączenia dwóch innych ideogramów: 口 kou - "usta" oraz 十 shi - "dziesięć"
Jego znaczenie interpretować należy następująco: "rzecz tak odległa w czasie, że już 10 pokoleń przekazało ją sobie z ust do ust"

Z książki "Thought Signs" autorstwa C. G. Liungmana (j. ang.)
Słownik chińsko - angielski Zhongwen
Słownik chińsko - angielski Mandarin Tools

wtorek, 4 sierpnia 2009

Land Art: Andy Goldsworthy


Andy Goldsworthy pracuje z przyrodą, używając jedynie tego, co znajdzie w naturze. Jego dzieła zaskakują pomysłowością, genialne w swej prostocie, tchnące ulotnym pięknem. Konstrukcje z kamieni, gałęzi, kwiatów i liści zostają uwiecznione na fotografii, po czym rozpadają się i wracają do formy wyjściowe, bo taka jest kolej rzeczy.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Psychologia: Interakcja Paraspołeczna

Interakcja paraspołeczna polega na poczuciu społecznej, rzeczywistej więzi z nieosiągalną bądź fikcyjną postacią, najczęściej bohaterem filmu, serialu, książki, gwiazdą muzyki czy sportowcem.

Szczególnie podatne na ogarnięcie takim uczuciem (rzecz jasna jednostronnym) przynależności czy też porozumienia z bohaterem serialu są osoby na co dzień samotne, pozbawione rzeczywistej interakcji ze społeczeństwem. Jako "zwierzę stadne" czy też ładniej mówiąc istota społeczna, człowiek odczuwa naturalną potrzebę przebywania wśród osób podobnych sobie, zaś pozbawiony takiej możliwości często wytwarza silną, a nawet chorobliwą zażyłość z osobą, która nawet nie ma o tym pojęcia.

Brak wzajemności nie przeszkadza fanom w odczuwaniu satysfakcji z dzielenia trosk i radości ze swoim bożyszczem, i pod każdym innym względem relacje te przypominają relacje występujące normalnie w społeczeństwie. Niebezpieczeństwo pojawia się, gdy serial schodzi z anteny lub ukochany bohater ginie - depresja i szok niczym nie ustępują uczuciom towarzyszącym utracie bliskiej osoby z rodziny.

Twórcy programów telewizyjnych doskonale zdają sobie sprawę z ogromnego wpływu telewizji na tych biednych osobników i wykorzystują zjawisko interakcji paraspołecznej, np. w talk-showach, gdy prowadzący zwraca się bezpośrednio "do telewidza", niejako symulując rzeczywisty kontakt i raport. Portale społecznościowe, a jeszcze bardziej wszelkiego rodzaju internetowe symulacje zmyślonych światów i stworzeń bazują na uczuciach sympatii, przywiązania, litości wśród internautów by jak najdłużej związać ich ze swoją stroną, czy nawet skłonić do dokonywania wpłat by tą urojoną przyjaźń jeszcze bardziej uatrakcyjnić.

Jeszcze do niedawna interakcja paraspołeczna była domeną osób nieśmiałych, introwertycznych, a także osób starszych przebywających samotnie w domu zamiast w towarzystwie. Obecnie jednak taka "zastępcza" przyjaźń staje się wygodnym surogatem prawdziwych relacji dla zdrowych, normalnych ludzi którzy po prostu zbyt są zabiegani by poświęcać czas na spotkania z rzeczywistymi znajomymi.

Wikipedia (j. ang.)

"Imaginary Friends" Buttler & Pickett w Scientific American (j. ang.)